środa, 5 czerwca 2013

Hołd wojownikom

Hej!
Chłoniaczek od dwóch dni jest pieczony, grillowany lub jak kto woli naświetlany.
Z solarium muszę skorzystać 17 razy. 
Radioterapia jest całkowicie bezbolesna, moja rola ogranicza się do umoszczenia na łóżku, lokując główkę na woskowej, twardej podusi i nieporuszania się przez jakieś 5 minut. 
W ciągu tych 5 minut łóżko jeździ to w górę, to w prawo, to w lewo, a wokół niego tajemnicze promieniujące maszyny. 
Absolutnie nie czuję lądujących we mnie dawek promieni. Skutki uboczne pojawią się w niedalekiej przyszłości, ale póki ich nie ma, dobrze jest.
Morfologia nie jest zła, ale mogłaby być lepsza. Granulocyty nieco kuleją. 
Nie wiem czy wspominałam, ale jestem naświetlana w Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie przy ulicy Wawelskiej 15 i placówkę tę mogę polecić każdemu, fachowy personel, wszystko załatwiane jest szybko i praktycznie od ręki. Zajmuje się mną przemiła pani doktor, która dba o swoich pacjentów w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie bagatelizuje żadnego objawu i troszczy się o samopoczucie pacjenta. 

Już w piątek ruszam na koncert Erica Claptona (hurra!) do Łodzi, więc ostatnie dni mijają pod znakiem kokainy ;) 

Ostatnio przydarzyła mi się zabawno-przykra historia. Wróciłam z Instytutu i w ramach ogólnego buntu nie miałam na głowie nic, prócz własnego mchu, gdy spotkałam tuż przed wejściem do swojej klatki dwóch uroczych chłopców, lat na oko 8-9, ewentualnie 10. 
Chłopcy musieli zatrzymać swoje rowerki, by przyjrzeć się takiemu wybrykowi natury, jakim jest bezwłosa kobieta, tudzież kobieta w ultrakrótkich włoskach. Przyglądali mi się z otwartymi szeroko paszczękami,  a chwilę potem usłyszałam za plecami krótki, acz pełen napięcia dialog:
- O, popatrz, ta pani nie ma włosów - wyrzekło pierwsze dziecię, wytrzeszczając oczy.
- NOOOOO - przytaknął zdawkowo drugi młody człowiek.

Kochani chłopcy, mam nadzieję, że nigdy nie stracicie włosów, z powodu innego, niż chęć zmiany image'u. 


Koniec dzisiejszego postu, chciałabym poświęcić Wojownikowi przez duże W.
1 czerwca odszedł mój kolega z OIOHu, wspaniały i inteligentny młody człowiek, Cezary.
Cezary walczył z podniesioną głową do samego końca z chorobą, która sieje pogrom wśród młodych ludzi - białaczką. Gdy lekarze się poddali, Czarek dalej robił wszystko, by żyć.
"Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą" - tej dewizy się trzymaliśmy.
Gdziekolwiek jesteś, jesteś zwycięzcą. Biję Ci pokłony, Wojowniku i cieszę się, że zdążyliśmy przybić sobie "piątkę". Poczekałeś na mnie wtedy, żeby się przywitać i poznać, bo mimo kontaktu internetowego, na OIOHu dzieliła nas ściana. Jutro, choć buntuję się przeciw temu, musimy się pożegnać. 
Czarku, chylę czoła przed Tobą i Twoją rodziną.


"Nie pójdę do pia­chu, gdy ktoś mi po­wie: czas umierać brachu. Nie dam się uśpić śmier­ci słowom, pójdę do gro­bu z pod­niesioną głową."



Niech każdego z nas nauczy to, że nie ma większej wartości niż życie, i że nie ma na Ziemi większego cudu nad istnienie. 
Świętujmy więc każdy dzień za stu.
Hołd wojownikom...