Ostatnio wydaję czas na bzdury. Szastam nim na lewo i prawo. Przelatuje mi przez palce.
Odczuwam coraz większy głód na życie. Rzucam się na nie łapczywie. Próbuję chwytać chwile garściami.
Może trochę zbyt dosłownie wzięłam sobie do serca zasadę carpe diem.
Chyba właściwie dopiero teraz tak naprawdę zaczynam sobie odbijać cały stres, który we mnie siedział.
"Nie ma ludzi. To tylko tragiczność tak krzepnie
w pomniki fantastyczne rosnące beze mnie
i poza mną rosnące. Wzrok ich jak zasłona
i za grzech pierworodny odjęte ramiona.
O, daj mi ten grzech poznać. Nikt na mnie nie woła.
O, daj mi choć szatana poznać, lub mi daj anioła.
O, wróć mi czyn przedwieczny lub milczenie wróć mi,
abym człowiekiem chodził między tymi ludźmi..."
Baczyński, Samotność.
Co właściwie słychać u mnie?
Jak wyżej, a ponadto tydzień temu strzeliłam sobie zdjęcie rtg klaty. Jutro lecę do SPA na Banacha, żeby się przekonać, co ciekawego w klatce mojej znów siedzi albo może się wyniosło.
Mam nadzieję, że przepyszne chemioterapeutyki na gruźlicę, podziałały również na mycobacterium.
Niestety i tak minimum rok leczenia jeszcze przede mną.
Jak pamiętacie, 9 i 10 kwietnia, koordynowałam rejestracją potencjalnych dawców szpiku na Kampusie Głównym Uniwersytetu Warszawskiego. Wraz z moimi wolontariuszami zarejestrowaliśmy 125 potencjalnych dawców. Jestem zadowolona z tego wyniku, ale naturalnie w przyszłym roku postaram się liczbę podwoić. ;)
Te dwa dni były dla mnie strasznie stresujące, pewnie dlatego, że wszystko to odbieram bardzo osobiście.
Drugiego dnia rejestracji postanowiłyśmy z przyjaciółką zachęcać ludzi w dość prymitywny może sposób, ale jak się okazało, skuteczny.
Cel uświęca środki, prawda?
Ubrane w spódniczki i spodenki z naciskiem na MINI, z torebką cukierków, paradowałyśmy po Krakowskim Przedmieściu, wzbudzając nielada zainteresowanie wśród przechodniów, ciepło przyodzianych po sam czubek głowy.
Kobiety były oburzone, mężczyźni zadowoleni, my rozpromienione i zmarznięte, ale - uwaga została zwrócona.
Nie wszystkich. Nawiązując do tytułu, Homo homini lupus - człowiek człowiekowi wilkiem.
Ogromna część zaczepianych osób wylała na nas kubeł zimnej wody. Tak zimnej, że ja momentami miałam ogromną ochotę godzić ludziom po pustych łbach pękiem ulotek, które dzierżyłam w ręku.
Jak żałuję, że miałam tylko ulotki. Tutaj gumowy młot byłby bardzo wskazany.
Zaczepiani chętnie traktowali nas poirytowanymi minami, nieprzychylnymi komentarzami, machnięciami znudzonych rąk.
Patrzyłam na to i nie wierzyłam. Czy ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że właśnie na szali jest czyjeś życie?
Czy dopiero strach o własne dupsko sprawi, że zaczną robić cokolwiek, by innym dać szansę?
Znakomita większość osób, które są moimi znajomymi nie kiwnęło nawet małym palutkiem, żeby pomóc ludziom chorym na nowotwory krwi.
A przecież ja zachorowałam. Ktoś z bliskiego otoczenia.
Nawet to nie przekonuje. Pisząc to, ciskam piorunami z oczu.
Wciąż są we mnie całe pokłady żalu - tego jeszcze nie potrafię opanować.
Ale! Moi mili! Chciałabym tu wyróżnić najbardziej żałosne z osób, jakie mogłam zobaczyć w ciągu tych dwóch dni!
pożeracze darmowych cukierków! wiwat!
złodzieje darmowych balonów! wiwat!
Trafiła nam się także przemiła pani, która podjadając cukierki z naszego stołu, zlustrowała moją przyjaciółkę, zapytując czy ona także pobiera wymaz od chętnych, bo wygląda na inną profesję.
Z tego miejsca również pozdrawiam starego wygę w mundurze, który musiał zostać wyprowadzony przez ochronę, i który nazwał nas mordercami, a swoim szaleńczym wzrokiem prawie spalił mnie żywcem.
Czy wiecie, jak takie smutne przypadki boleśnie podcinają skrzydła?
Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną, którzy mi pomogli i tym, którzy mi dali wiarę.
W następnym poście chciałabym poruszyć temat bólu w chorobie nowotworowej i pomówić trochę o środkach uśmierzania go, do których mamy prawo, a o które boimy się pytać. Jednak kiedy ten wpis się pojawi, blues jeden wie.
Pod ostatnim postem, Czytacz, zapytał się o moją chemioterapię, a mianowicie, czemu dostałam raz chemię R-CHOP, a potem już GMALL.
Otóż, drogi Czytaczu, zazwyczaj przed rozpoczęciem GMALL-a stosuje się tzw. prefazę czyli lekką chemię, która przygotowuję do tej mocniejszej. U mnie takiej prefazy nie zastosowano, ponieważ w momencie diagnozowania, co trwało zresztą bardzo długo, mój guz już przekraczał 11 cm, a dalej nie było wiadomo, jaki to jest dokładnie chłoniak i była potrzebna jeszcze masa badań, m.in biopsja. Guz wykazywał dużą aktywność, a mi było już ciężko oddychać, więc trzeba było podać R-CHOP, żeby ten guz przestał rosnąć, a najlepiej zmalał. Potem byłam już leczona tylko wg. protokołu GMALL.
Po stokroć dzięki, że mnie jeszcze czytacie i komentujecie - miłe to bardzo :)
Do usłyszenia i oczywiście - do boju!
PS Jedno zdjęcie mocno niesmaczne ;) Jak byłam skinheadem i gotowałam ;)
A jedno sprzed leczenia, jak miałam długie włosy z różowymi końcówkami.
Obecnie uparcie zapuszczam moją diabelską szopę, z której wszyscy się śmieją.
Szok co ludzie potrafią wymyślić :o Ale dziewczyny ! spisałyście się na medal ! przynajmniej warto było, baza danych się powiększa :) Martysiu, buziaki Kochana, trzymam kciuki za dobre wyniki i życzę duuuuuuuuuuuuuużo zdrowia ! :* :* :*
OdpowiedzUsuńkrótkie spódniczki lub spodenki na pewno nie zachęcą nikogo do oddania szpiku, bo to raczej źle się kojarzy i wzbudza kontrowersje... ja np. cenię w ludziach skromność, skromny ubiór, zachowanie i mnie osobiście nikt nie przekona do niczego wyzywającym stylem
OdpowiedzUsuńPewnie, za to jak będę udawać skromnie, że mnie nie ma, to na pewno ludzie będą walić tłumnie.
UsuńPozdrawiam nieskromnie!
Ha,ha,ha,ciekawe co Ciebie by zachęciło,chyba różaniec na szyi.Anonimie z 13:21
Usuńczytam i nie dowierzam..... ile idiotów mamy na świcie, nie mieści mi się to w głowie....
OdpowiedzUsuńMi się podoba taka akcja, fajnie wyglądałyście, nie wulgarnie, poza tym ktoś kto ma rozum i umie czytać szybko powinien zajarzyć, o co chodzi!
Pozdrawiam, Asica :)
Oj, ludzie zawsze będą gadać. nie ma co brać ich słów poważnie. A Was, dziewczyny, podziwiam!
OdpowiedzUsuńw tamtym roku, właściwie od razu, jak dowiedziałam się, że mogę i uzyskałam dowód osobisty oraz prawa wyborcze, zarejestrowałam się w bazie DKMS. Teraz czekam tylko na ten jeden telefon, że mogę komuś pomóc. Wtedy, być może, powróci moja wiara w to, że mimo, iż lekarze uczynili ze mnie fizyczną kalekę, to jednak mogę się na coś jeszcze przydać na tym świecie.
Pozdrawiam Cię gorąco i mam nadzieję, że nie przepłaciłaś tego spacerowania jakimś przeziębieniem :)
O i Kaśka grubaska tam gotuje :) buziaki kochana :*
OdpowiedzUsuńSuper pomysł na zwrócenie uwagi! Gratulacje! Ja, gdybym tylko mogła, ale niestety jestem dosyć ciężko chora i nie mogę :(, na pewno bym się zarejestrowała. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńZocha
,,Tutaj gumowy młot byłby bardzo wskazany,, - a ja sądzę Martyna, że pneumatyczno-betonowy !!! walić w te puste łby ile sił w rękach
OdpowiedzUsuń:( przepraszam ale brak innych słów ....
Zarejestrowałam się 10 kwietnia w Katowicach. Jak usłyszałam o akcji nie miałam żadnych wątpliwości. Mam nadzieję, że mój genetyczny bliźniak nigdy nie będzie potrzebował pomocy, ale w razie czego jestem.
OdpowiedzUsuńGratuluję 125 zarejestrowanych :) Świetny pomysł na promocję akcji :) Przecież chodzi o to żeby być zauważonym ;) My wyszliśmy w miasto w koszulkach i z pękiem czerwonych balonów :) Balony rozeszły się momentalnie zwłaszcza na placu zabaw ;) Najbardziej denerwujące było to, że nieraz dałam komuś ulotkę, o wszystkim opowiadałam, o co chodzi, jakie to ważne etc. po czym patrząc na mnie błędnym wzrokiem zgniata ulotkę i wyrzuca ją do kosza... no ręce opadają... Było też sporo osób, które żerowały na darmowe ciasteczka czy też balony... min. pewna pani przechodząc obok punktu rejestracyjnego zapytała czy może poczęstować się ciasteczkiem (zapytała :D co rzadko się zdarzało), grzecznie odpowiedziałam, że to tylko dla zarejestrowanych, ale mogę ją zapoznać z tematem :) Oburzona strzeliła focha i powiedziała, że jak tak ją potraktowałam to się nie zarejestruje... Kurka, to o ciastka chodzi czy o ludzkie życie! Takie sytuacje okrutnie podcinały skrzydła... Na szczęście mijało, gdy udało się uświadomić kolejną osobę, że dając tak niewiele można uratować komuś życie, gdy ktoś specjalnie przyszedł na uczelnie, żeby się zarejestrować, bo zawsze chciał, a nie było mu po drodze :) Na moim wydziale zarejestrowaliśmy łącznie 167 osób a na całej Politechnice Śląskiej ok. 300 :) Te dwa dni były stresujące, ale ten stres był mega pozytywny, motywujący do działania :)
OdpowiedzUsuńMartyno pozdrawiam Cię gorąco i życzę Ci miłego dnia :)
ps. Pięknie wyglądasz :) Cudne loki :D
Wiesz, podziwiam Cię dziewczyno. Za mądrość, upór, chęć do walki.Trzymam mocno kciuki żeby udało Ci się wyjść z tego bagna. Wierzę że jeszcze wiele dobrego możesz zdziałać..;)
OdpowiedzUsuńTak na marginesie, w moim małym miasteczku też organizowano rejestrację potencjalnych dawców szpiku. Punkt zapisu był obok miejsca gdzie pracuję, dosłownie drzwi-w drzwi. Oczywiście nagłośniłam sprawę wszem i wobec-rozesłałam maile,że można się zapisać, tym bardziej że tak blisko itd, itp.. Ale poszłam sama...NIKT poza mną się nie pofatygował...przykre.