Witam wszystkich wojowników po stu latach niepisania!
Musicie mi wybaczyć, ale nie dość, że totalnie nic ciekawego się tu w moim szpitalnym zaścianku nie działo, to i ja czas ten trochę przedrzemałam.
Niestety przyszło mi walczyć z bardzo niefajnymi bólami głowy, a w ramach szpitalnego eksperymentu testowaliśmy leki, które mogłyby przynieść mi ulgę.
Leciała Pyralgina ( ha ha - odrzekła głowa moja), Tramal 100 mg ( próbujcie dalej), aż w końcu gość wieczoru Dolargan 50 ml (głowa kiwa zachęcająco). Skoro szanowna moja głowa postanowiła boleć przez parę dni z rzędu, szybko zyskałam miano naczelnej narkomanki. Oczywiście wyrozumiałe siostry uświadamiały mnie milion razy, nim zadzwoniły do lekarza, czy aby na pewno wiem, że to lek silnie uzależniający i czy nie lepiej może byłoby wziąć paracetamol i poczekać.
Czasami zastanawiam się, co niektóre z nich robią na tym oddziale i czy po tylu razach trudno się nauczyć, że po chemii człowiek może miewać bóle najróżniejszej maści i o najróżniejszym natężeniu.
Dzięki ich ospałości chory leżący na OIOHu leku może doczekać się nawet dopiero po dwóch godzinach. Przez ten czas pozostaje mu wyć do księżyca albo, za przeproszeniem oczywiście, jebnąć się stojakiem w głowę.
Od razu na usta ciśnie mi się piosenka kultowego, zresztą, zespołu Brygada Kryzys pt. Centrala,
która chyba powinna lecieć w oiohowskich głośnikach "Czekamy, czekamy; czekamy, czekamy..."
Dni mijały błyskawicznie, aż wreszcie przyszedł czas na wypalenie śluzówek. Miałam cichą nadzieję, że jak przy poprzedniej chemii, tak i przy tej, uda mi się tego uniknąć, jeżeli podczas drinkowania chemii, będę równocześnie wlewać w siebie hektolitry wody. Niestety - nie tym razem.
Śluzówki przepaliło mi do tego stopnia, że połykanie śliny sprawiało mi wielki ból. I znowu próby szukania odpowiedniej 'tarczy' dla wojowniczki. Tramal podlec jeden zawodzi po raz kolejny. No to może plasterek? Tym razem się poddaję i godzę na plasterek, choć przy poprzednich stosowaniach wywoływał u mnie straszne wymioty. Na plecki dostaję plasterek i doraźnie dożylnie 5 ml morfiny.
Był to mój pierwszy raz z morfiną. I muszę przyznać, nie zważając na to, co ludzie myślą, że było cudownie.
A teraz wyjaśnię czym jest plaster przeciwbólowy, bo czym jest morfina, wiecie na pewno.
Plaster przeciwbólowy to jest system transdermalny uwalniający buprenorfinę ze stałą prędkością. Ja poprosiłam o dawkę najmniejszą 20 mg i tyleż co godzinę leku uwalniało się, kojąc moją zbolałą i napuchniętą jamę ustną. Taki plasterek przykleja się na 3 dni, co wg mnie jest genialne, proste i praktyczne. Przez 3 dni bowiem nie muszę nikogo błagać ani prosić, żeby podał mi coś przeciwbólowego. Morfinę do plastra dodatkowo dostawałam wieczorami przez 3 dni, kiedy było największe apogeum bólowe.
Naturalnie nie wszystkim siostrom się to spodobało. Gdy raz się upomniałam o morfinę, powtarzając dobitnie "bo mam zlecenie na nią", blondi w drewniakach podeszła do mnie, zapytując głupawo "morfinę? a na co to? co boli?", odpowiedziałam równie głupawo, rozwierając paszczę i pokazując palcem wyraźnie mój poraniony aparat mowy. No i nagle zażywnej blond grzywce pamięć wróciła, morfina faktycznie się znalazła, ale sposób w jaki została mi podana, daleki był od delikatności. Moje ramię zostało brutalnie chwycone, igła wbita szybko i boleśnie, morfina zapodana błyskawicznie. Hola, siostro, zwolnij!
Nie zwolniła, wręcz przeciwnie, wyraźnie wściekła poszła dalej, stukając swoimi morderczymi drewniakami. A taka miła się wydawała kiedyś.
Potem nadszedł czas na dół, a teraz czas na spacerek! Tak, już jutro, wychodzę na przepustkę z moim, podejrzewam, zmasakrowanym chłoniakiem. W poniedziałek wielki powrót i wjeżdżają ostatnie działa chemiczne. Wróg namierzony, niebawem odpalimy razem lont! :)
Wszystkim i każdemu z osobna dziękuję za wspaniałe komentarze, cudowne, pokrzepiające słowa.
Droga Armio, na pewno wygramy! BUZIAKI!
p.s serdeczne pozdrowienia lecą znów na łóżko obok, do Martusi, która ze stojakiem jeździ jak rasowy pirat drogowy! :)
DOOOOOO BOOOOOOOOJU!!!
Kochani, oddawajcie krew, to nic nie boli, a mi i osobom z mojego oddziału ratuje życie!
Serdeczne pozdrowienia dla Was i szczególnie dla Ciebie Martyna, ciutek mnie martwiła ta cisza :( ale już jestem spokojna, walcz mała, walcz! buziaków moc z co raz to cieplejszego hamburga :)
OdpowiedzUsuńkasia
Martynko cieszymy sie ze napisalas :) zdrowiej Waleczna do boju :) :)
OdpowiedzUsuńZdrowiej kochanie, zdrowiej, zdrowiej... Moc energii wysyłam, całą moc, walcz!
OdpowiedzUsuńMartyna, walcz dalej tak dzielnie! Ja niestety nie mogę oddać krwi, bo sama jestem po wyleczeniu nowotworu, ale dalej będę zaciskała kciuki, a Ty zdrowiej. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńwww.maryska-to-ja.blogspot.com
Napisz co u Ciebie :) Serdecznie pozdrawiam, jesteś niesamowita, Twój optymizm uszczęśliwia mnie- chociaż się nie znamy :)
OdpowiedzUsuńa jesli to pierwsza chemia i nawet morfina nie pomaga!!! wiek 48 lat
OdpowiedzUsuńMartyno ,opisałaś w sposób idealny podejscie sióstr miłosierdzia do tematu bólu.Ja od 8 miesięcy cierpię na chorobę ormonda.Od tego momentu przeszedłem 4 zabiegi urologiczne +otwarta biopsja jamy brzusznej ,flaki na wierzchu ,blizna 10cm.Najsmutniejsze jest to ,że pacjent ,który po tramalu,ketonalu,dhc ,pyralginie wciaż narzeka na ból jest traktowany jak wróg.A morfina lub dolargan to tabuuu.Tylko ,że te panie miłosierdzia nie rozumieją czym jest kilku miesięczny przewlwkły zajebiscie ostry ból
OdpowiedzUsuń