Witam,
mam na imię Martyna, mam prawie 21 lat i jestem chora na pierwotnego chłoniaka śródpiersia.
Blog ten zaczynam prowadzić wraz z rozpoczęciem 4 chemii wg protokołu GMALL.
Żeby każdy zrozumiał, i żeby każdy miał przestrogę na przyszłość, należy zacząć od początku.
Czerwiec 2012
Standardowe badania krwi (często kontrolowałam krew z powodu lekkiej niedoczynności tarczycy) .
Wyniki w normie, TSH w normie, jedynie podejrzane wydaje się być OB czyli Odczyn Biernackiego. Kwoli ścisłości, OB pozwala zbadać szybkość opadania krwinek czerwonych. Gdy OB jest powyżej normy, oznacza to, że w organiźmie jest jakiś stan zapalny, nowotwór, niedokrwistość etc. Norma OB dla kobiet wynosi od 3 do 15, moje OB w czerwcu wynosiło około 27. Lekarce już wtedy powinien włączyć się alarm. Jak na typową błahą sprawę, zostało to zbagatelizowane.
Lipiec 2012
Ciągle zapadam na drobne przeziębienia, dostrzegam biały nalot na języku, również nasilają się u mnie napady lękowe o podłożu hipochondrycznym. Odczuwam wrażenie, że jestem na coś poważnie chora, wyszukuję objawy w internecie i zaczynam się pogrążać. Lecz nigdy, powtarzam NIGDY nie wpadłam na pomysł, że to nowotwór złośliwy.
Wtedy też postanawiam iść do psychologa, u którego niestety nie znajduję oczekiwanej pomocy. Szukam dalej i trafiam do kompetentnego psychiatry, który stawia diagnozę: zespół zaburzeń nerwicowo-lękowych o podłożu hipochondrycznym, mówiąc terminologią ludzką jest to, jestem pewna, znana wielu ludziom, nerwica lękowa. Obecnie leczę się Parogenem w dawce 40 mg i jestem w pełni usatysfakcjonowana.
Rozwiązane sprawy psychiatryczne nie rozwiązały spraw fizycznych.
Wciąż czuję się chora, swędzi mnie w gardle, utrzymują mi się stany podgorączkowe 37,7 stopni itp, w nocy miewam zlewne poty, budzę się dosłownie cała mokra. Wtedy nie dawało mi to do myślenia, myślałam, że to kwestia upału, zbyt ciepłej kołdry.
Bolą mnie też uszy, szyja, często, potem już codziennie ratuję się lekami przeciwbólowymi typu ketonal. On jeden przynosi mi ulgę. U lekarza rodzinnego zaczynam być stałym bywalcem, ale kolejne dawki antybiotyków nie czynią poprawy.
Sierpień 2013
Zaczynam kaszleć. Kaszel jest suchy i duszący, czasami mam wrażenie, że wypluję sobie płuca. Jestem cały czas wykończona, krótki spacer powoduje u mnie zadyszkę. Chciałabym, żeby było jak dawniej. Dodatkowo przy kaszlu pojawia się ucisk w klatce piersiowej, boli przy próbie głębszego wdechu, potem boli już cały czas jak oddycham.
Boję się, że to coś z sercem.
Następnego dnia mama zabiera mnie do lekarza na ekg. Ekg nie wykazuje absolutnie nic złego. Lekarz po osłuchaniu mnie nie stwierdza również żadnych zmian w płucach, a jest to już drugi lekarz, który ma przyjemność dokładnie osłuchać mi klatkę piersiową. Lekarz lituje się i daje skierowanie na rentgen płuc. Nie przeczuwam złego.
Na rtg idę zupełnie spokojna, czuję, że jest to po prostu coś, co muszę odhaczyć, załatwić i puścić w niepamięć.
Czy chociaż przez chwilę wtedy pomyślałam, co mnie czeka?
Nie, nigdy bym na to nie wpadła. Myślę, że żaden bystrzak w takiej chwili tego nie dostrzeże.
Dowiedziałam się w końcu o 9-centrymetrowym guzie oplatającym lewy płat płuca.
Co wtedy pomyślałam? Chyba to, co wszyscy dowiadujący się o swojej chorobie. Czemu ja? Czemu z puli numerków zostałam wylosowana właśnie ja? Co zrobiłam źle? Czy to kara?
Potem płakałam ze strachu. Nie wiedziałam co mnie czeka, jak skończy się ta historia.
Jestem pełna podziwu dla mojej najukochańszej Mamy i Babci Helenki oraz mojego cudownego Brata Krzysia za zachowanie zimnej krwi wtedy, kiedy tego było trzeba. Dzisiaj wiem, że takie opanowanie było bardzo, bardzo potrzebne. Tak właśnie trzeba było się zachować, bez użalania się nad sobą, twardo i z pokorą.
Wspólna rozpacz po prostu by nas pogrążyła.
Wszystkim wojownikom mówię: nie rezygnujcie na STARCIE!
Kto nie zaczyna, nic nie traci, ale też nic nie zyskuje, a tu stawka jest zbyt wysoka, żeby się nad tym zastanawiać.
Wrzesień
Dalej sprawa toczy się nieco szybciej, ale wciąż za wolno. Trafiam do pulmonologa prof. Pirożyńskiego. Niedowierza zdjęciu rtg, koniecznie chce wykluczyć pomyłkę, bo rak płuc w moim wieku byłby dość ciekawym zjawiskiem. Tomograf klatki piersiowej z podaniem kontrastu. Faktycznie jest guz, faktycznie duży. I faktycznie profesor nie jest w stanie stwierdzić jakiego charakteru jest to guz.
Następnie udaje mi się dostać do profesora Orłowskiego- słynna osobistość, wielka postać w świecie medycyny. Profesor zarządza pobranie wycinka guza w prywatnej klinice Attis, która przylega do tzw. Płockiej. 3 dni, pobranie wycinka to rutynowy zabieg, otwiera się klatkę piersiową, wycina nieco guza do badania, zamyka klatkę, dziękuję, do widzenia.
Tak serio: zabieg odbywa się pod narkozą, po wybudzeniu ból jest naprawdę do wytrzymania.
Ogółem cały zabieg uważam za jak najbardziej możliwy do przeżycia, rana szybko się goi, szwy są rozpuszczalne. Profesor mówi, że musimy czekać na wynik od 3 do 4 tygodni.
O zgrozo- czekamy ponad 5 tygodni, ale jest to dobry czas, czas na przemyślenia.
Jestem 20-letnią kobietą, a przecież czuję się jak dziecko. Nie chciałam dorosnąć, wciąż cichcem liczyłam, że porwie mnie Piotruś Pan do Nibylandii. "Druga gwiazda na prawo i prosto, aż do poranka" .
Pesymista mógłby porównać Piotrusia Pana do Śmierci.
Pytanie brzmi więc: czy mam dorosnąć szybko czy nie zdążę dorosnąć, bo wybiorę drogę prosto do poranka?
Ja zdecydowałam Piotrusia Pana odstawić, póki co, na bok. I tak, cholera, rurki nosi, a ja rurek u facetów nie cierpię.
Październik/ Listopad 2012
Wynik badania histopatologicznego niestety nie jest jednoznaczny. Właściwie nam- nielekarzom- mówi nic. Lekarzom natomiast mówi trochę. Prof. Orłowski oświeca nas stwierdzeniem, że jest to guz wywodzący się z układu chłonnego. I to tyle, tu pomoc profesora dobiega końca.
Zaleca zgłosić z się z wynikami histopatologicznymi do Centrum Onkologii na Ursynowie.
Mama moja waleczna lwica załatwia nam wizytę u profesor Dwilewicz-Trojaczek, która rezyduje na Banacha.
Profesor przyjmuje mnie w uroczym pokoiku z garstką gapiących się studentów u boku, siadam na stołeczku i mam opowiadać swoją historię. O kurczę, mam tremę, dawno nie występowałam, a ponadto chyba nie mam zdolności oratorskich.
Jakoś się udaje mi wyjąkać całą historię, studenci dalej się gapią, jak to studenci.
Profesor zarządza błyskawiczne kolejne badanie tomografem z kontrastem, również badanie jamy brzusznej i załatwia mi miejsce na oddziale dziennym w klinice hematologii w Samodzielnym Publicznym Centralnym Szpitalu Klinicznym. Pani profesor wyjaśnia, że trzeba wszystko sprawdzić jak najszybciej, ponieważ jak wynika z opisu histopatu, 80% komórek nowotworowych się dzieli. To dużo.
Dzień później leżę już na oddziale dziennym, mam trepanobiopsję szpiku, która wprawdzie do super przyjemnych nie należy, ale da się ją spokojnie wytrzymać.
W moim przypadku nieco mniej spokojnie, ale nie przejmować się tym.
Bo ja taka delikatniusia jestem.
Dalej tomografia, guz ma już 11 cm i zajął jedną grupę węzłów chłonnych.
Na szczęście po trepanobiopsji szpiku okazuje się, że nie jest on zajęty przez chorobę.
Przemiły pan doktor, doktor Jacek Bojakowski pobiera mi z kręgosłupa płyn mózgowo-rdzeniowy w celu zbadania go i podaje bezpośrednio do mózgu lek, aby choroba się nie rozprzestrzeniała.
Zabieg punkcji lędźwiowej w wykonaniu tego artysty(w pełnym tego słowa znaczeniu) jest całkowicie bezbolesny, a pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że przyjemny, bo bogaty w ciekawą rozmowę z godnym uczniem Hipokratesa. Serdecznie pozdrawiam i żywię nadzieję, że spotkam więcej takich lekarzy, jak Pan.
Wstępne wyniki wskazują, że moja choroba to pierwotny chłoniak śródpiersia lub chłoniak Burkitta. Bardzo złośliwe. Chłoniak Burkitta jest w stanie zabić w 26 godzin, bo i w takim czasie potrafi dwukrotnie zwiększyć swoją masę. Pod względem złośliwości pierwotny chłoniak śródpiersia jest zaraz po nim.
Rozpaczamy, bo wciąż tak mało wiemy...
Parę dni i możemy wykluczyć groźnego Burkitta.
Pamiętam, że cieszyłam się wtedy. To była pierwsza w miarę dobra wiadomość od jakiegoś czasu.
Lekarze podaję mi mabtherę, sterydy i chemię R-CHOP, potem wychodzę do domu nieświadoma całkowicie jak chemia może wpłynąć na człowieka.
Wiedziałam, że wypadną mi włosy, że będę osłabiona, że mogę wymiotować.
Ale ja spędzam 1,5 tygodnia leżąc w łóżku z potwornym bólem głowy, szyi, zębów, kręgosłupa.
W tamtych momentach chciałam tylko nie czuć już tego strasznego bólu, przysłaniał mi on logiczne myślenie. Wymioty miewałam niewielkie. Po 2 tygodniach od chemii zaczynają wypadać mi włosy.
Wiele kobiet opisuje to jako traumatyczne zdarzenie.
Przyznam szczerze, że te wypadające włosy wzbudzały jedynie moją irytację, bo pakowały mi się do talerzy, umywalki, leżały wszędzie.
Ponieważ irytacja sięgnęła zenitu postanowiłam je po prostu zgolić, bo i po co mam wyglądać jak wylniały kret (kretki, bez urazy). Włosy zgolił mi mój kochany chłopak, który cały czas dzielnie przy mnie trwa, Patryś. Szybko, bez emocji, i całkiem fachowo. Polecam, aczkolwiek nie wiem czy będzie chciał oferować swoje fryzjerskie usługi innym. Podejrzewam, że nie, bo to leń.
Popatrzyłam wtedy w lustro i pomyślałam, że to nie jestem ja, że ktoś pomylił scenariusze. Ale potem założyłam chustkę na głowę i mi przeszło. Z reguły przechodzi mi szybko.
Głośna rozpacz, a potem zajęcie się przyjemniejszymi aspektami życia- kwintesencja mnie czyli dużo krzyku o byle co :)
Przyjaciel Wierzba podpowiedział mi genialne rozwiązanie.
"Jakby cię kto pytał, to powiedz, że skinheadem zostałaś"
Tak też postanowiłam.
Miałam również wątpliwości co do rodzaju chemii, jaką będę leczona na Oddziale Intensywnej Opieki Hematologicznej, który notabene jest oddziałem całkowicie zamkniętym, ze względu na fakt, że osoby chorujące na nowotwory krwi często i gęsto łapią wszystkie możliwe infekcje. Jest to oddział nowy, sale są dwu-osobowe z łazienką, małe, ale czyste i nowoczesne. Niestety wciąż bez telewizorów z braku laku, a tak naprawdę pieniędzy.
Sama wybiłam się z pantałyku. Wracając do chemii jest to chemia wg protokołu GMALL - bardzo agresywna, ale chłoniaczki jej bardzo nie lubią.
Niestety moja osoba też jej nie polubiła od pierwszego dnia.
Nie będę szczegółowo opisywała każdej chemii którą już przetrwałam, ale ociupinkę trzeba przybliżyć temat.
Grudzień/Styczeń/Luty/Marzec.
17 grudnia wchodzę na oddział, PRZERAŻONA, nieprzygotowana na coś takiego, nieprzygotowana na odseparowanie mnie od bliskich. Wtedy chciałam pierzchnąć stamtąd najszybciej, jak się da.
Następnego dnia anestozjolog zakłada mi wkłucie centralne, wygląda to tak, że wprowadza mi do żyły głównej rurkę, rurka wystaje fikuśnie z ciała pod postacią dwóch oddzielnych rureczek czy też dzyndzelków, jak kto woli. Następnie pan doktor przyszywa solidnie to ustrojstwo i dziękuję, mogę wracać na mój oddział, który jest gorszy od więzienia, bo więzienie ma przynajmniej spacerniak, a tu u nas, na OIOHU z sali głowy nie można wychylić. Lekarze i pielęgniarki noszą maski, taki mają nakaz. Nierzadko zdarza się jednak, że pseudo-mądre pielęgniarki zapominają o owym zwyczaju. Ale spróbowałbyś śmiałku wytknąć to siostrzyczce, a pokazałaby ci na czym ten świat stoi.
Takie milutkie są te siostrzyczki.
Moja chemia trwa 5 dni, przed chemią zawsze dostaję lek o nazwie Mabthera- cholernie zbija leukocyty. 1 dzień chemii - metotreksat wlew 24 godziny czyli chemia ŻÓŁTA. znienawidzona przeze mnie okrutnie, przepala mi przełyk, robi burdel w śluzówkach i w moim mniemaniu jest to najciezsza chemia. dalej 3 dni leci chemia biała, nie pamiętam w jakich ilościach.
Przy każdym kursie chemii mam dwie punkcje lędźwiowe czyli podanie leku w plecy, a po nim mus leżenia 6 godzin plackiem, czego absolutnie się nie trzymam, gdyż strasznie mnie nosi.
Wygląda to więc tak, że leżę 3 tygodnie w szpitalu, wychodzę na 3 dni do domu i znów powrót do szpitala.
U mnie 3 pierwsze kursy chemii są inne, natomiast 4 jest taka jak 1, 5 jak 2, 6 jak 3.
Zbliżamy się więc do końca.
Dziś
Dzisiaj dostałam standardowo mabtherę, a przedtem zdążyłam udać się na tomograf - pierwszy od czterech miesięcy. Jutro będę wiedzieć czy mój chłoniak zmalał czy też może się zwiększył. Jutro również rozpoczynamy drinkowanie z gościem wieczoru- METOTREKSATEM.
Witajcie zniszczone śluzówki! , witajcie okropne bóle głowy! , witaj o cierpienie, które uczy mnie pokory! . Oraz witaj wilczy głodzie sterydowy, omnomnom.
Ale to będzie dopiero jutro, na chwilę obecną niczym się nie martwię, bo i po co. Zrelaksować się trzeba. Dla relaksu posłucham mistrza Vivaldiego- Four Seasons to coś, co moje uszka lubią.
Tymczasem mówię cześć i pa, bo oczy mam zmęczone już od patrzenia w ekranik.
Za literówki serdecznie przepraszam, na pewno przyjdzie czas, że je poprawię.
Wszelkie pytania można zadawać w komentarzach lub pisząc do mnie urocze maile na adres against.lymphoma@gmail.com
Bardzo poruszające ... Życzę zdrowia i3mam kciuki za Twoją wygraną ! : )
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuje :)
UsuńTrzymaj się dzielnie Maleńka :) Niech sobie dziad,który w Tobie siedzi nie myśli,że jest lepszy i wygra :) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńtrzymam sie najdzielniej jak potrafie, a dziad, który we mnie siedzi, dobrze wie, że czego go eksmitacja :)
UsuńWzruszyła mnie Twoja historia. Nie poddawaj się dziewczyno! Wszystko będzie dobrze - musi być! Wierzę w Ciebie i mocno trzymam za Ciebie kciuki! Powodzenia! Wygrasz z tym!
OdpowiedzUsuńwww.maryska-to-ja.blogspot.com
Dziekuje bardzo, nie mam zamiaru sie poddać:) oczywiscie ze wygram! :)
UsuńPopłakałam się;/.Życzę DUŻO DUŻO Zdrowia,Siły i Wytrwałości.Wierzę,że dasz radę i trzymam za Ciebie kciuki:)).Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNie ma co płakać, wszystko bedzie dobrze:) Dziekuje bardzo!! :*
Usuńtak na prawde to brakuje slow i czlowiek nie wie co moglby powiedziec,zrobic, jak pocieszyc.........kurcze, dziewczyno zdrowia i wytrwalosci zycze z calego seca.
OdpowiedzUsuńwytrwam i będe zdrowa, dziekuje slicznie :*
Usuńświetnie to napisałaś, musisz być mega sympatyczną osobą! życzę wygranej z chorobą i żebyś dalej była taką optymistką :)
OdpowiedzUsuńnie zawsze jestem optymistką, ale staram sie, jak moge! dziekuje :*
UsuńMistrzyni pióra:)Taki talent nie powinien się zmarnować- mam nadzieję,że po przezwyciężeniu tego drania zajmiesz się pisaniem zawodowo:)B.mocno trzymam kciuki,żebyś jak najszybciej wróciła do zdrowia.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie myslalam nigdy o zawodowym pisaniu, ale kto wie?:)
UsuńDziekuje slicznie!
Jestem bardzo wzruszona i poruszona... łzy się cisną... ehh;-( Trzymaj się Kochana, jesteś silna i masz wielką moc w sobie:-*
OdpowiedzUsuńmam moc i ją wykorzystam, dziękuję bardzo :*
UsuńTak trzymaj, świetnie opisujesz swoją historię. Trzymam kciuki i oczywiście wierzę, że Ci się uda!!!
OdpowiedzUsuńdziekuje bardzo, staram sie pisac, jak najlepiej. Na pewno sie uda :*
UsuńPowodzenia! Wierzę, że wygrasz :)
OdpowiedzUsuńDziekuje, i ja w to wierze :) :*
UsuńDasz rade! Trzymam kciuki w Chicago!!!
OdpowiedzUsuńaz w Chicago! Dziekuje! wiem, ze dam rade! nie ma innego wyjscia!
UsuńO nowotworach wiedziałam niewiele, dopóki ktoś bliski nie zachorował, w październiku dowiedzieliśmy się że synek mojej siostry 3 szkrab ma białaczkę... wtedy dopiero do człowieka zaczyna docierać.... zaczyna czytać historie, podobne do tej i łzy cisną się do oczu, ale trzeba być twardym nie "miętkim", bo trzeba walczyć i cały czas mieć nadzieję że wszystko będzie dobrze i znowu będzie można zacząć normalnie żyć, bez lęku , że za rogiem czyha... śmierć.Trzymam kciuki , od czasu choroby mojego siostrzeńca jestem Honorowym dawca krwi, jeszcze tylko zapisać się do Banku Dawcó szpiku i czekać kiedy będę mogła komuś pomóc...
OdpowiedzUsuńZawsze wiemy o nowotworach niewiele, zawsze nas zaskakują, niestety świadomość w Polsce na ten temat jest koszmarnie niska. Tak naprawdę wiecej zaczynamy sie dowiadywac, gdy nieszczescie dotknie nas bezposrednio!
UsuńWspaniale, ze zostalas Honorowym Dawca Krwi, to jest ogromna pomoc!!!
W imieniu wszystkich chorych mogę Ci tylko podziękować!:*
Witam. Jestem osobą bardzo empatyczną. Lubię udzielać się charytatywnie i pomagać innym. Czekam na dowód,gdyż dopiero niedawno skończyłam 18 lat. Zacznę oddawać krew,a także moim postanowieniem,w sumie nie tyle co postanowieniem co marzeniem jest zapisać się właśnie do Banku Dawców Szpiku. Mam nadzieję że komuś tym pomogę a może nawet uratuję życie? Kto wie...
OdpowiedzUsuńTo wspaniale, że jestes empatyczna, takich ludzi trzeba na tym świecie. Oddawanie zarówno krwi jak i szpiku, to naprawdę coś wielkiego. Tu w szpitalu krew jest cały czas potrzebna.
UsuńTakże Twój pomysł może dać komuś życie. Bardzo popieram, to jest prawdziwe dobro... Buziaki
Martyno.! Jestem pełna podziwu i sympatii do Ciebie. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradziłaś. Ja bym nie dała rady.. Poddałabym się,nie starczyłoby mi sił. Pamiętaj masz się nie poddawać! Jesteś inspiracją wzorem dla innych. Dla mnie. Masz w sobie wielka siłę i energię. Życzę Ci dużo szczęścia i powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńEwelinko, na pewno dałabyś radę, każdy w sobie ma ogromną siłę, tylko czasami nie ma ma momentu żeby "odpalić lont".
UsuńNa pewno się nie poddam, nigdy przenigdy, dziękuję za tyle dobrych słów:*
Nie dziękuj.. Pokazujesz mi i innym,że nasze problemy życia codziennego są tak naprawde błache.Uświadamiasz,że trzeba się cieszyć tak naprawde z każdej chwili życia,z każdej nawet małej cieszącej nas rzeczy. To ja Ci dziękuję.
UsuńPowodzenia w walce!!!Jestem pełna podziwu!! Trzymam kciuki,wierze ,ze Twoje historia skończy się dobrze :) walcz dziewczyno!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! jak czytam takie blogi uświadamiam sobie jaki człowiek czasem głupi,narzeka na ból glowy albo wymyśla sobie jakieś durne problemy...będę myślami z Tobą :*
OdpowiedzUsuńWalczę walczę i wygrywam!!! :) zwykłe problemy też nie są złe, ale czasami jak pędzimy w tym życiu, to nie widzimy rzeczy ważniejszych. :) Dziekuje :*
UsuńDużo zdrówka Kochana!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i z wzajemnością, bo zdrówko zawsze się przyda! :)
Usuńojjj podziwiam tyle siły, i walki, trzymam kciuki i pisz jak będziesz mogła co tam u Ciebie jak po chemii i w ogóle. ucałowania:)
OdpowiedzUsuńnie ma co podziwiać, ucałowania :* :)
UsuńMartyna ja Cie bardzo proszę żebyś jutro jak pozwolą siły weszła o 18 na link hhtp://mimj.pl/transmisja-spotkania-mlodych/ może usłyszysz "Pan Cię właśnie uzdrawia z raka....... Ojciec daniel już nie jednego wyzwolił od tego pochłaniacza życia............Anna
OdpowiedzUsuńAnna, daj spokój!!!
Usuńwitam Cie serdecznie ... jestes jak wojownik w sumie wojowniczka . Wiem ze wygrasz tą wojne stojac na czele wojska .Zycze duzo zdrówka samych dobrych wyników pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWygram, bo moje wojsko wciąż rośnie w siłę :) dziekuje barddzo, rowniez pozdrawiam!
UsuńDzielna kobietka!!!!!!!!!! Dasz radę!!!!:)*
OdpowiedzUsuńoczywiscie, ze dam radę!!! :)
UsuńMartynko, jesteś wspaniałą, pełną odwagi i nieprawdopodobnej wytrzymałości dziewczyną! Tak, jak ktoś napisał wyżej: MASZ TALENT!!!Dobrze piszesz!!!
OdpowiedzUsuńI po tych wszystkich bardzo trudnych przejściach i wyzdrowieniu trzeba będzie się tym zająć. Trochę nauczyć się "techniki" i pisać, pisać, pisać. Trzymam kciuki, masz wspaniałych ludzi dookoła siebie, łącznie z Patrykiem i dla nich musisz żyć! Dla siebie też! Uściski- Ewa
Dziękuję bardzo, mam zamiar pisać, póki tchu starczy- mam nadzieję, że tego 'talentu' też :) Dziękuję za cudowne słowa, ściskam!!!
Usuńlzy leca same ... modle sie i wiem ze bedzie dobrze
OdpowiedzUsuńsciskam w myslach i nie poddawaj sie !!!! :-)
ja też wiem, że będzie dobrze i również ściskam!!! dziękuję! :)
UsuńOj lecą łzy same, ale modlitwa Nas wszystkich i siła walki Martyny pokonają tego dziada !!!:-)
OdpowiedzUsuńŻadnych łez, pokonamy gada, bez łez! :) Płakać będziemy ze szczęścia!
UsuńJasne, że tak to będą łzy szczęścia !!!:-)
UsuńWszyscy jesteśmy z Tobą :-)!!!!!
Podziwiam za optymizm i siłę...jestem pod wrażeniem Twojej osobowości. Przeczytałam wiele blogów chorych osób i jedno co mnie niezmiernie zadziwia to, to że ludzie którzy zachorowali mówią, że dopiero teraz są naprawdę szczęśliwi(może dopiero zaczęli to szczęście dostrzegać). Życzę Ci duuuużo siły w walce o zdrowie, wierzę, że wszystko będzie dobrze (nie chciałabym, żeby to banalnie zabrzmiało)z całego serca życzę Ci wszystkiego dobrego!!! Sama nie umiem się jeszcze uporać ze śmiercią bliskiej mi osoby, którą pokonała białaczka w ciągu czterech tygodni od diagnozy. Wszystkie osoby (oraz ich bliscy), które walczą z chorobą są tak bliskie memu sercu...Całuję Cię w tą piękną główkę-mój łysy mąż mówi, że na mądrej głowie, włosy nie rosną!!!
OdpowiedzUsuńTysia czytam twoj blog i raz placze ze smiechu a raz z watkow przy ktorych inny czlowiek sie zalamal by .... na poczatku myslalam ze to chormony moje ciazowe ale potem..... przypomnialam sobie ze od kad pamietam i Ciebie znam bylas UPARTA JAK OSIOL.... co traktuje jako ogromny twoj atut .... Twarda Babka jestes i tyle i wiem ze dasz rade pozbyc sie tego cholerstwa....inaczej nie byla bys soba :D DZIELNA DZIEWCZYNKA.
OdpowiedzUsuńCoś się chyba za dobrze bawicie na tej siódemce, bo u nas za ścianą to za największą rozrywkę uchodzi zmiana opatrunków :d
OdpowiedzUsuńPowodzenia i kciuki trzymamy:-)
OdpowiedzUsuńszybkiego powrotu do zdrowia kochana osóbko!
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo zdrówka,optymizmu(z tego co przeczytałam to TEGO CI nie brakuje i prawidłowo) Nich Bóg ma Ciebie w swojej opiece..Czytając ten blog pomyślałam sobie ''kurczę ale mega odważna DZIEWCZYNA-podziwiam za odwagę;* Wierzę,że wytrwasz te trudne chwile i będziesz się cieszyła życiem,zdrowym życie bo jeszcze przed Tobą wiele dobrych chwil...ŻYczę cierpliwości ,jestem myślami z Tobą....Łączę się modlitwą ...ZDRÓWKA,ZDRÓWKA I JESZCZE RAZ ZDRÓWKA!!!!
OdpowiedzUsuńWittam.... ostatnio widziałam na fb smutne wpisy...co się dzieje?mam nadzieję,ze z Twoim zdrowiem narazie nie najgorzej,czekamy na wyniki bacdań,i wierzę,że będą pozytywne..inaczej być nie może...TRZYMAM KCIUKI..POZDRAWIAM I ZYCZĘ WYTRWAŁOŚCI I UŚMIECHU NA USTACH...
OdpowiedzUsuńBardzo rozumię Twoją chorobę, bo moja mama też ma tego "przyjaciela"(jak Ona go nazywa).Niestety u nas jest progresja jednak walczymy nie tylko chemią ,ale też metodą niekonwencjonalną.Wierzymy że wygramy,nie tylko przez chemię ,ale dietę oraz suplementami.Tego samego życzę Tobie i mocno trzymam kciuki. :)
OdpowiedzUsuńCzytając Twoja historię odniosłam wrażenie, że mimo choroba która Cię spotkała jestes bardzo pozytywną osobą, nie poddajesz się! tak trzymać! sama biegnę jutro do lekarza, od trzech miesięcy mam powiększone węzły chłonne, robiłam już wyniki, strasznie się boję...
OdpowiedzUsuńszczerze podziwiam ......... brak mi słow jak to czytam .......mistrzostwo swiata w sferze optymizmu !!! ula
OdpowiedzUsuńTo mnie podłamałaś. Moja mama też miała chłoniaka i była wtedy niewiele starsza ode mnie. I ja mam teraz niepokojące objawy, mówią że nerwica, a OB 57, do tego w TK szyi, które wymusiłam węzły powiększone po jednej stronie ok. 12 mm. Dochodzi ucisk w klatce, duszności, ciągły kaszel, brałam już 3 antybiotyki z maju (tyle czasu to wszystko trwa). W maju na RTG nie wyszło nic podejrzanego. Mam problemy z przełykaniem jedzenia, krztuszę się i wpada mi w drogi oddechowe, zupełnie jakby gardło nie działało. I to głupie wrażenie, że podniebienie opada - nie muszę spać, żeby pochrapywać. To jest koszmar! Jutro pulmonolog i poproszę o TK klatki, bo to że nie wyszło w maju nic na RTG nie oznacza, że teraz nie ma, bo wtedy mogłoby za małe... :( Fajna z Ciebie babka, tak pięknie piszesz o tym wszystkim, powiedziałabym, że z jajem.
OdpowiedzUsuńPrzeglądam Twoje dawne posty, bo dopiero niedawno trafiłam na Twojego bloga. Interesuję się blogami o tej tematyce, ponieważ sama chorowałam na chłoniaka(obecnie jestem w remisji) i w trakcie a raczej na końcu leczenia pomyślałam o pisaniu bloga. Jeśli masz ochotę zajrzyj do mnie ;) Ale ja nie o tym, piszę to, bo chciałam powiedzieć, że mega podziwiam za pokazywanie się tylu obcym osobom bez włosów. Jest to jakiś krok do tego, żeby chorzy ludzie nie byli odbierani jak jacyś kosmici, nie byli sensacją - aby chory człowiek nie czuł wzroku innych na sobie i czuł się dobrze
OdpowiedzUsuńKochana a jak teraz jest z Twoim zdrowiem? Ciesze się, że jesteś taka dzielna!
OdpowiedzUsuńmarto mam proźbe mój kolega też choruje on ma białaczke i robie dlaniego bloga typu pocieszenia pomorzesz mi go pocieszyć i wyjaśnić co ma robić itd
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńJa tez jestem ciekaw jak teraz twoje zdrowie jak funkcjonujesz czy tak jak byś nie miała chłoniaka?
czy masz specjalną diete?
A co do punkcji lendzwiowej to mialaś szczęście.
Niech Cię Pan Bóg błogosławi i cóż - masz niesamowitą siłę dziewczyno wygrasz to~!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń