Miło wiedzieć, że jest tylu innych wojowników i tylu dopingujących.
Kochani, wczorajszy dzień był uporczywy w ból głowy, ale ratowałam się, jak mogłam Tramalem.
Tak, jak prorokowałam po gwiazdkach, które widywałam przed oczami (a nie mówiłam!), koleżanka hemoglobinka nieco nam osłabła i osiadła na tzw. laurach czyli poziomie 8,1. Płytki krwi (trombocyty) trzymają się nieźle, czerwone i białe też ładnie. A granulocyty czyli komórki odporności to już w ogóle rewelacja.
Dodatkowo od wczoraj dostaję już zastrzyk, który ku powszechnemu zadziwieniu lubię- czynnik wzrostu. Jest on stosunkowo bezbolesny, choć natężenie tego mini-bólu zdecydowanie zależy od osoby podającej. Czarna, jak mi go podaje, to się cieszy jak głupia do sera, no ale w krainie jej zabawności magnez i wapno to dokładnie to samo- musimy więc pewne braki wybaczyć tej niemałej osobie.
Z powodu owych gwiazd, które zaczęłam nagminnie widywać w najróżniejszych częściach pokoju, zdecydowano o przetoczeniu krwi. Tu zaczyna się drobny problem, ponieważ siostry ostatnim razem, by dać mi odetchnąć, powyjmowały mi wszystkie wenfloniki i nie zostało nic- jeno bolesne rączki.
Ale krew podana być musi! Siostra podejmuje się kłucia mnie i zakładania wenflonu, ostatnio wychodzi im to coraz gorzej, pewnie przez to, że żyły już sfatygowane. Prawa rączka pracuje, pracuje, wbijamy, chwila gmeranka i siostra załamuje ręce- żyłka pękła. No to klops, nie wiem gdzie się uczyłyście zakładać wenflony, ale na pewno nie był to szpital w Leśnej Górze, bo tam takich sytuacji nie było- o !
Ponieważ obecna siostra dochodzi do siebie po nieudanym założeniu wenflonu, do akcji wkracza kochana siostra Garfield. Siostra Garfield chwyta moją lewą rękę i głośno przepraszając, zaczyna uderzać z całej siły w mój nadgarstek, żeby zmusić jędzę-żyłę do kapitulacji. Sytuacja wygląda przekomicznie, jakaś tam żyłka się wyłania na obolałym nadgarstku, a siostra Garfield pod żadnym pozorem nie pozwala mi rozluźnić owej napastowanej ręki. Zaciskam więc najmocniej, jak umiem, aż cała się czerwona zrobiłam, napastniczka szybko zakłada wenflon i siiiuuuuuf. Wszystkie trzy możemy odetchnąć. Wenflon siedzi na swoim miejscu, ręka boli jak po zmasakrowanym ataku młotkiem, wszyscy uradowani.
Krew tego dnia została szczęśliwie podłączona i kapie swoim krwistym rytmem.
Z gwiazdkami wobec tego na jakiś czas się żegnam, ale przy następnym razie niechybnie się spotkamy.
Resztę wspaniałego wieczoru wczorajszego spędziłam na objadaniu się pysznościami, które przywiózł Patryś. Ilości jak dla słonia- ale ja po sterydach niezły apetycik mam.
Dla wszystkich zainteresowanych: zdecydowanie nie jestem pacjentką, która się trzyma jakiejkolwiek diety, gdybym się jej trzymała, to prawdopodobnie bym nie jadła, bo na nic z tych rzeczy nie miałabym chęci. Mój organizm się nie buntuję i to jest najważniejsze- substancje spożywcze dostarczam- nie głoduję- nie odmawiam sobie niczego, nawet pod ryzykiem tzw. przeczyszczenia. Ostatnio nie jadam tylko mc'donaldsow i kfc, bo zwyczajnie mi zbrzydły. Ale za to kebaby pochłaniam pasjami, są podczas tego cyklu zdecydowanie moim numer one!
Na pewno są ludzie, którzy chętnie by mi podetknęli buraczki czy pestki, ale na razie naprawdę warto dać choremu przyjemność możliwości jedzenia tego, co lubi.
Jak wypali mi śluzówki ( SOON), to będę jadła tylko kisielek i rozmoczone bułki, więc na zapas wolę zjeść krocie pyszności.
Z dnia dzisiejszego, wojowniczka dzielnie broniła twierdzy, jaką jest łóżko i za nic nie chciała się podnieść do godziny, proszę państwa, 14:30. Telefony dzwoniły, ja stoicko je odrzucałam i wciąż zapadałam w swój sen, bo tak mi dobrze było pospać.
Pomijając oczywiście fakt, że o 8 godzinie na chwilę wstałam zjeść kaszkę manną. Ponieważ byłam nieprzytomna totalnie, kierowana byłam przez towarzyszkę niedoli Martusię, która upewniwszy się, że na pewno siedzę i zajadam, powróciła do snu swojego.
Ja jedząc z zamkniętymi oczami, grzecznie skonsumowałam, miseczkę odłożyłam na szafkę i po wielkich zawirowaniach tj. potknięciach o własne klapki, nogi, krzesła, udało mi się dotrzeć do łóżka i tak zapadłam się w krainie wiecznych kebabów. Na obchód udało mi się usiąść na łóżku i udawać, że jestem człowiekiem przytomnym, jednak jedyne rzeczy, które zapamiętałam to "wyniki będą spadać" "wypadły pani rzęsy "zrobię pani doplera" "dziękuję, do widzenia" .
Halo, chwila, co to ten "dopler"?
Już wiem, jest to tzw badanie dopplerowskie, które pozwoli zbadać czy żyły są drożne, a jak nie, to które.
Wobec tego, jestem jak najbardziej za! Przynajmniej będę wiedzieć, co przeszkodziło w założeniu dojścia centralnego z lewej strony.
Wspaniałą niespodzianką dzisiejszego, nieprzytomnego dnia, okazał się obiadek od Cioci Danusi, za który bardzo dziękuję, w końcu zjadłam coś innego,a i nawet marchewka smaczna była!
I miodek, i dźem z kiwi! Moje lepkie paluszki szybko zatopiły się w miodowym słoiczku- pycha!
Lubią miodek, misie lubią miodek. Chyba zaraz znów umoczę palucha... ;)
Na chwilę obecną okazało się, że mam lekką gorączkę 37,8, wywołaną możliwe działaniem czynnika wzrostu. Ale że czarna na dyżurze, to ubaw ma nieziemski i koniecznie wysyła inną siostrę, żeby zrobiła mi posiew z krwi. Czyli mówiąc potocznie pobrała krew.
Obyło się bez komplikacji, dostałam pyralginę na zbicie gorączki oraz nowy antybiotyk- Tazocin 4 razy dziennie. A niech to dunder świśnie, podskórnie czuję, że czarną mogę przypadkowo spotkać poza oddziałem.
Nic to, tylko wyzdrowieję, to ruszam na łysą górę szukać czarnej, zobaczymy, kto wtedy dostanie tazocin. HI Hi Hi.
Do boju, wojownicy!
P.S. na samym końcu moja perełka, najukochańsze zwierzątko Bodziulek- kot miauczący :)
Oj spotkasz jeszcze czarną- ale to wtedy Ty będziesz górą, poznęcasz się trochę nad nią...w życiu już tak bywa...a czarna to wiedźma- mówię Ci to ja -anielska blondynka...przesyłam dobre myśli i siłę!!!
OdpowiedzUsuńMartyska pisz do mnie o zachciankach kulinarnych a Ja będę starała się im sprostać.Dziwne dżemy to w tej chwili moja pasja,więc wymyślaj a ja będe wytwarzac:)i dostarczać.
OdpowiedzUsuńz gorącymi pozdrowieniami DS ciotka:)
juuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuhuł jeszcze dwa 'kursy' (chiba tak sie mowi) i bedziesz tuuuuuuuuuuuuuuutaaaaj i bedziesz patrzyła jak znowu przedawkuje waaaaapno hahahaha :)
OdpowiedzUsuńa jak spotkam czarna too. dam jej duzo wapna ;p
Witam! Mój synek choruje na białaczkę i tazocin jakoś tak nie smakował mu..trzymaj się dzielna dziewczyno i pisz bo wspaniale Ci idzie!!!
OdpowiedzUsuńWitam,właśnie dziś dowiedziałem się o Tobie z gazety gdy odwiedziłem fryzjera.Walczysz z podobnym chłoniakiem z jakim ja też miałem wątpliwą przyjemność tłuc się przez pięć lat(miałem chłoniaka rozlanego z dużych komórek B).Z tego co czytam to leżysz na Ursynowie?, ja niby też na Ursynowie lecz w Instytucie Hematologii(to taki nowy budynek połączony łącznikiem ze starym szpitalem). Piszesz że dostajesz czynnik wzrostu więc mówię Ci że kości będą bolały i najlepiej sprawdza się wtedy Ketonal100, ja musiałem dostać aż 26sztuk chemii i także na ścisłych izolatkach(leżeliśmy w pojedyńczych salach).Z własnych doświadczeń mogę Ci trochę poopowiadać na temat lekarzy-ja miałem trochę znajomości i oparło to się na profesorze Szczyliku z Szaserów,gdyby nie on to byłoby cienko,właśnie też jestem przed wszczepieniem rozrusznika serca w Aninie ponieważ pikawa nie wytrzymała i w zeszłym roku dała znać o sobie,gdybyś potrzebowała info to wal jak w dym,mieszkam w Nowym Dworze.Wszelkie przejścia jakie opisujesz przeszedłem lecz u mnie ze sterydami było sporo gorzej,normalnie czapka z daszkiem,aż na własne z Instytutu wyszedłem,powodzenia w walce.
OdpowiedzUsuń