poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Różne tematy

Witam kochanych Czytaczy,
wybaczcie, że tak rzadko piszę, ale poza tym, że jestem leniwa, to czasami po prostu nie wiem o czym pisać.
Jeżeli macie jakieś propozycję tematów, to śmiało piszcie.

Jeżeli chodzi o dzisiaj.
Długo zastanawiałam się czy poruszać ten temat na blogu. Dalej nie wiem czy to dobra decyzja.
W internetowych źródłach niewiele znajdziecie informacji na temat dziedziczenia chłoniaków.
Zakłada się, że nie są to choroby dziedziczne.
Pewnie dlatego w przybytku zdrowia mój przypadek (bo nie moja osoba zdecydowanie) wzbudzał  spore  zainteresowanie.
13 lat wcześniej od postawionej mi diagnozy, w szpitalu na Banacha, umierała osoba, do której jestem, wg niektórych, łudząco podobna – mój Tata.
Wówczas, w 1999 roku,  wiedza o chłoniakach była znacznie mniejsza, niż dzisiaj.
Postawienie właściwej diagnozy zajmowało dużo więcej czasu, a terapie antynowotworowe nie były tak skuteczne.
Niestety, mój Tata zmarł w wieku 34 lat. Moja Babcia do dzisiaj trzyma wymiętą karteczkę, na której widnieje na szybko nabazgrana diagnoza: Chłoniak bardzo złośliwy nowotwór.
I wtedy to było wszystko, co wiedzieliśmy na temat tej choroby.  Błyskawicznie postępująca.
Nowotwór, który zmienił całe moje życie.
Historia kołem się toczy.  Wyobraźcie sobie zdziwienie lekarzy dowiadujących się, że 13 lat wcześniej na tę samą chorobę w tym samym miejscu umarł mój Tata.
Los ewidentnie sobie ze mnie zakpił. Myślałam wiele razy, jak to możliwe, przecież chłoniaki nie są chorobami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Lekarz na moje pytanie odpowiedział, że pewnych chorób faktycznie się nie dziedziczy, ale dziedziczy się predyspozycje do tych chorób.

Dlatego przestrzegam,  jeżeli ktoś w Waszej rodzinie chorował bądź choruje, to warto kontrolować  się co jakiś czas.  Jak mówią, strzeżonego Pan Bóg strzeże.


Pod ostatnim postem, anonimowy Czytacz w komentarzu podesłał mi link do występu Kasi Markiewicz w programie The Voice of Poland, i zapytał co sądzę o takich wydarzeniach.
Jak wiecie fanką telewizji nie jestem, a programy "wyłapujące" talenty nie podobają mi się, bo są zwyczajnie komercyjne, a gwiazdy tych programów prześladują potem biednych melomanów w radiach, wyśpiewując hity robione na przysłowiowe jedno kopyto. 
Wykon Kasi Markiewicz w ogóle mi się nie podobał, ale super, że udało jej się spełnić marzenie, i że miała tyle odwagi, żeby podjąć się takiego życiowego wyzwania.
Na pewno życzę wszystkim chorym i zdrowym takiej determinacji, jaką pokazała Kasia. 
Fajnie, że napędziła inne osoby do zrobienia w życiu czegoś, o czym marzą, ale z drugiej strony wznoszenie na piedestał jednej osoby, chorującej na raka, podczas gdy takich osób jest cała masa, nie wydaje mi się do końca trafione. 
Jak wiadomo w telewizji i internecie wszystko się rządzi takimi prawami, próżne więc moje wołanie. Ja tu tylko piszę. 


Dzisiaj załączam filmik, który obiecywałam. Niestety filmowiec ze mnie tragiczny, więc proszę nie krzyczeć. 
Chciałam Wam pokazać jak wygląda oddawanie szpiczku. W roli głównej - Mama moja. 

I oczywiście zapraszam wszystkich na moje wydarzenie czyli rejestrację potencjalnych dawców szpiku organizowaną przez Fundację DKMS, którą koordynuję na terenie Kampusu Głównego Uniwersytetu Warszawskiego. Dni Dawcy Szpiku będą odbywać się w gmachu starej Biblioteki Uniwersyteckiej czyli tzw. Starym BUW-ie, 9 i 10 kwietnia od godziny 11 do 18. Pierwszego dnia zapraszam na piętro -1 przy szatni, a drugiego dnia do holu głównego tuż przy wejściu. Niżej załączam link do wydarzenia na Facebook'u. Klikajcie, udostępniajcie, zapraszajcie. 

















8 komentarzy:

  1. O kurcze, zszokowałaś tym wyznaniem. Podziwiam jeszcze bardziej, bo to pewnie nie było łatwe. I Twoją mamę również. Widocznie człowiek jest w stanie przeżyć najstraszniejsze problemy, bo nie ma wyboru jak wziąć się w garść i walczyć, pomimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja znam podobną historię odnośnie dziedziczenia chorób, otóż w świecie medycyny SM ( stwardnienie rozsiane ) również nie jest dziedziczone a ja mam w rodzinie kobitkę która na to choruje, podobnie jak jej babcia a od niedawna niespełna 25-letnia siostrzenica, więc może warto głębiej przebadać takie przypadki, bo to musiałby być wielki pech, żeby w jednej rodzinie aż trzy osoby zachorowały na tę samą chorobę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Martyna masz cudowna mame :)
    Bardzo Ci kibicuje i podziwiam, jestes wspaniala osoba.
    Pozdrawiam,
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, rodzeństwo mojej babci od mamy strony zmarło na raka (4 osoby), ale każde z nich na innego ..
    Filmik cudowny, a mama bardzo dzielna :) To musi być cudowne uczucie wiedząc, że właśnie komuś daruje się życie :) Gorące uściski dla Ciebie i wspaniałej mamy :) Buziaki Martysiu :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniała Matka, wspaniałej dziewczyny, dzielnego Wojownika Martyna Zięba , jest do dowód jak mało potrzeba by być nie tylko pięknym na zewnątrz ale i w środku !
    Super film Martyna, miałam dreszcze !!! pozytywne dreszcze !!!
    Wielki szacunek dla Was, dla Ciebie i Twojej Mamy Martyna.
    Pozdrawiam i czekam na więcej ..... uwielbiam Twojej wpisy na blogu

    OdpowiedzUsuń
  6. Martynko, film cudowny, oglądałam go ostatnio na facebook'u. Piękne jest to, że Twoja Mama zaangażowała się w coś tak doniosłego. Ja również jestem zarejestrowana w DKMS i tylko czekam na telefon z ich strony, że mogę komuś uratować życie.
    Ja również w swojej rodzinie mam chorobę dziedziczną. Najpierw zachorowałam ja, później mój wujek i ciocia od strony mojej kochanej mamy. Nikt się nie spodziewał, że te guzy mogą być dziedziczne, a jednak. A żeby było ciekawiej, to dziedziczą się tak "cudownie", że zarówno potencjalnie moje dzieci, jak i dzieci mojego rodzeństwa mogą je dostać w "spadku" po cioci. Na szczęście to nie jest złośliwy nowotwór, ale zawsze jest to niebezpieczeństwo, że jednak mogą coś neurochirurdzy schrzanić, tak jak w moim przypadku, a też ryzyko wylewu jest drastycznie wielkie...
    Jesteś wspaniała, Martynko :) Zazdroszczę Ci tak wspaniałego podejścia do życia. Uczę się go od Ciebie, ale nie zawsze udaje mi się je wdrażać w życie...
    Pozdrawiam Was serdecznie, Ciebie i Twoją Mamę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, ma do Ciebie pytanko. Pisalas, ze najpierw podali Ci R-Chop, a potem zmienili na Gmall?

    OdpowiedzUsuń
  8. Na wstępie życzę dużo zdrówka i wielu radosnych chwil.
    Moja mama miała chłoniaka. Ja teraz mam od maja niepokojące według mnie objawy. W sumie to trochę załamka. Nie mogę przełykać jedzenia, krztuszę się. Ciągle rzęzi mi w płucach. Na razie w badaniach jest ok. W RTG w maju nic nie wyszło, w TK szyi tylko powiększone węzły po jednej stronie szyi do 12 mm ale to chyba nic takiego, pulmonolog zaliczony, alergolog, jeszcze z laryngologiem trzeba dokończyć. Nic nie wychodzi, ale objawy są.

    OdpowiedzUsuń